czwartek, 14 listopada 2013

Rozdział 7. Pocałunek


- Jesteś inna – zaczął
- W sensie?
- Ja cię..
- Kochasz?

 

 
- Skąd ty wiesz?
- Zgaduję, a poza tym, to trzymanie się za ręce, taniec… - popatrzył na mnie z nadzieją w oczach.
- Toooo – przeciągnął – zgodzisz się zostać moją dziewczyną?
- Hah! – skarciłam go wzrokiem – no nie wiem, przepraszam, znaczy się, znamy się dopiero kilka dni, nic o tobie nie wiem, między nami jest sześcioletnia różnica wieku…
- Rozumiem – posmutniał i spuścił wzrok.
- Ale – nagle spojrzał na mnie – mimo wszystko nikt nigdy nie mówił że potrzeba pięciu lat znajomości i być w tym samym wieku, poza tym, to ty byłeś ze mną kiedy przeżywałam ciężkie chwile, za to ci dziękuję.
- Więc…
- Tak! Zostanę twoją dziewczyną! – podbiegł i mocno mnie przytulił, odwzajemniłam uścisk.
- Dziękuję!!! Obiecuję, że nigdy cię nie opuszczę, będę kochał i robił zawsze czego tylko zapragniesz Kochanie jednocześnie będąc twoim przyjacielem.
- Jeejku! – Marzenie! Trochę się odsunął, ale po to by delikatnie musnąć moje usta. Tak, to był mój pierwszy pocałunek! Tu na cmentarzu, tak romantycznie. – Wiesz…
- Tak? Zrobiłem coś nie tak?
- Nie, nie! Tylko to mój pierwszy raz…
- Ahmm.
- Cmentarz to chyba najbardziej romantyczne miejsce!!!
- Hahah, też tak uważam.
- Normalna z nas para. – śmialiśmy się. – To co teraz zrobimy?
- No nie wiem jak ty, ale ja mam zamiar przytulić swoją dziewczynę. – zadziornie się uśmiechnął, hah, uwielbiałam ten uśmieszek! Przytulił mnie.
- Ooo uwielbiam się przytulać! Ale dobrze wiesz że nie o to mi chodzi.
- O grób?
- A jak?!
- Nie moglibyśmy zrobić tego później?
- Im później tym gorzej. Nie wiemy czy jutro nie zaczną nas jakieś duchy nawiedzać!
- Hah, no tak, ale tylko dzisiaj! Jeszcze może potem pomyślimy.
- Oj no dobrze!
- Yeah!!!

Justin złapał mnie za rękę. Poszliśmy dalej w głąb cmentarza. Było dookoła tak miło, tajemniczo. Zauważyłam ławkę, poszliśmy w jej kierunku. Przyznam że stopy od tych obcasów mi odpadały!

- Kocham to miejsce.
- Magicznie tu i tajemniczo.
- No dokładnie! – Justin przysunął się do mnie, splótł nasze palce i nachyliły by mnie pocałować. Serce przyśpieszyło tempa, nie opierałam się. Na nasze nieszczęście, za Justinem zauważyłam Alexa, na pewno mama i reszta przyjechali także na ten cmentarz. Odsunęłam się od chłopaka, a on zrobił minę zbitego z tropu.
- Nie chcesz? Coś nie tak?
- Oj żebyś wiedział! – byłam zła.
- Co się stało?
- Spójrz za siebie. – zrobił jak kazałam. – To mój młodszy brat, moja rodzina na pewno jest na tym cmentarzu. Nie mogą nas zobaczyć! – wstałam.
- Dlaczeg… – nie skończył, złapałam go za rękę i pobiegłam, Justina ciągnęłam za sobą. Zauważyłam małą kapliczkę stającą na uboczu cmentarza, bez wahania do niej weszłam. W środku było strasznie! Pełno pajęczyn i kilka trumien, zapewne nie były puste. Było czuć intensywny zapach, jak to się mówi „śmierci”. Zamknęłam drzwi. – Co ci strzeliło Mała?
- Przepraszam! Ale oni nie mogą nas widzieć, znaczy mnie, ale ciebie też…!
- Co czekaj, bo nie bardzo rozumiem.
- Więc tak – tłumaczyłam powoli łapiąc dech. – mama dałaby mi na sto procent karę za to że przyszłam tutaj, tak daleko od domu.
- Okej, jak na razie rozumem, ale co ja mam do tego?
- Jakby zobaczyła nas razem, całujących się… to yy sama nie wiem. Mama jest uczulona na to że czegoś jej nie mówię.
- Aha..
- Ale spokojnie! Przewiduję, że dzisiaj jak wrócę, jej o tobie powiem i będzie wszystko po staremu…no powiedzmy.
- Cieszę się, że się mnie nie wstydzisz czy coś.
- Nie mogłabym. – nachylił się i „dokończył” to co miał zacząć. Nie chciałam być mu dłużej dłużna, szybko odwzajemniłam pocałunek. Całował tak delikatnie, z taką czułością że…no kurczę brak mi słów. Nigdy nie przeżyłam czegoś takiego, czułam jak moje motylki w brzuchu powoli mnie unoszą. Byłam wtedy taka lekka. Justin odsunął się ode mnie delikatnie.
 - I jak? – nie mogłam nic powiedzieć więc tylko mocno, z całej siły go uściskałam. – to rozumiem. – hah

Rozejrzałam się dookoła. Masakra. Moją uwagę przykuła trumna z wypisanym znanym mi już nazwiskiem „John Minlley”.

- Skarbie mógłbyś? – był kilka metrów dalej.
- Już, już.
- Spójrz, skądś to znam.
- John Minlley, przecież to jego nagrobek cały czas „obczajamy”.
- No właśnie, a spójrz na to. – wyryty malutki herb.
- Czekaj, czekaj! Spójrz tam – wskazał miejsce nad ogromnymi drzwiami, to był dokładnie ten sam obrazek. – dziwne. – miałam wielkie oczy.
- „ Pierwszy krok, potem samo jakoś pójdzie.” – zacytowałam.
- Jasne, ale nie wiemy o co chodzi.
- Ale się dowiemy. – Wyciągnęłam komórkę i zrobiłam kilka zdjęć. – poszukam czegoś w necie i książkach.
- Książkach?
- Jakbym ci wszystkie moje książki historyczne widział to by ci oczy z orbit wyleciały.
- Nie wnikam.
- Słusznie.
- Wracając to tego herbu, czy cokolwiek to jest, zgodzisz się że dziwnie on wygląda…
- Jakby jakieś kły.
- A ta trumna?
- Wygląda jakby John nigdy nie był pochowany w swoim grobie, o ile w ogóle coś w tej trumnie jest. Jest kilka opcji, być może jego ciało nie spoczęło w należytej trumnie.
- Może był wampirem.
- Wychodziłoby na to, że nikt o tym nie wiedział, upozorował swoją chorobę, miał już uszykowaną trumnę, ale dowiedzieli się, zabili i szybko pochowali.
- Ta opcja najbardziej mi się podoba.
- Co się ze mną dzieje? Nie miałam zamiaru tego mówić..
- Jak to?
- Coś mną kierowało.
                                         
**************************************************************************
I jak? Co będzie dalej?

KOMENTUJCIE!!!
POLECAJCIE!!!

1 komentarz: