poniedziałek, 25 listopada 2013

Rozdział 10 Nieprzespana noc

Przebrałam się w piżamę, mimo, że dobijała dopiero 16:00 już wiedziałam ,że nie będę miała ochoty nawet ponownie się przebrać. Dostałam sms. Justin <3 :„Ktoś umarł.” Odpisałam mu „No wiem :’( ale nie mam humoru”, nie odpisał, widocznie nie chciał mnie denerwować. Położyłam się w łóżku i zasnęłam…



...Obudziłam się ok. 2:00 w nocy. Strasznie bolała mnie głowa, a ponieważ byłam już wyspana wzięłam telefon, ubrałam szlafrok i zeszłam na dół. Nalałam sobie wody i wypiłam. To ponoć dobre na ból głowy. Włączyłam na I phonie czat. Justin był dostępny. Co? O tej porze? Napisałam do niego.

*ROZMOWA*

Angie: Heej Słońce! Nie śpisz?
Justin: Hej! Nie dawno się obudziłem i już mi się nie chce spać, a ty?
Angie: To samo.
Justin: To prawda, że ktoś umarł?
Angie : Mój dziadek, ale skąd wiesz?
Justin: Wróciłem do domu i poczułem coś dziwnego.
Angie: Ja weszłam i od razu wiedziałam, tylko nie o tym kto umarł.
Justin: Współczuję.
Angie: Nie ma co, każdy umiera, po co o tym myśleć, taka nasza natura.
Justin: Kocham cię.
Angie: Ja Cieebie teeeż!
Justin: Nie za dużo „e” ?
Angie: Dla ciebie niczego nie za dużo. Okej ja już będę kończyła. Do zobaczenia <3
Justin: Hah spoko, papa :*
 

Dlaczego życie musi być dla mnie, dla wszystkich takie okrutne, niesprawiedliwe. Wszystko co dobre to tylko nikły promyk nadziei wśród tego wszystkiego co złe. Taka jest prawda, niestety. Zaczęły się moje rozmyślania. Ohh dziadku, ty wiesz, ty jedyny wiesz co ja teraz przeżywam. Tak strasznie za tobą tęsknię.

Świeczka, która stała na stoliku obok mnie zaświeciła się, sama z siebie. Nie zdziwiło mnie to, widziałam już w życiu tyle paranormalnych zjawisk, że to nic. Uśmiechnęłam się sama do siebie. Miałam teraz pewność, że dziadek jest tutaj, blisko mnie.

- Dziękuję.

I nic, kłująca uszy cisza, aż bolało. Serce mi pękało na tysiące, a nawet miliardy kawałków. Ciężko mi. I wszystko się zawaliło, będę musiała poczekać z nowiną moim nowym chłopaku. Najchętniej co bym teraz zrobiła to pocięcie się. Ale istnieje taka osoba w świecie, która mimo wszystko trzyma mnie przy życiu. Jest moim idolem, idolem czterdziestu milionów. Nigdy bym mu tego nie zrobiła. Gdyby nie on, kto wie czy nie gniłabym już w tej paskudnej ziemi. Ale teraz mam jeszcze jedną osobę, którą kocham nad życie…

Już się zbliżała 4:00, ale zleciało na tym myśleniu. Poszłam na chwilę na dwór, żeby odetchnąć świeżym powietrzem. To mi dobrze zrobiło. Poczułam się znacznie lepiej. Wróciłam do domu, zrobiłam sobie kakao i włączyłam telewizor. Nic ciekawego nie było, jak to o tej porze, niektóre programy były „wyłączone”. Po paru minutach zasnęłam…

Obudziłam się cała obolała, najwyraźniej spanie w fotelu, na siedząco mi nie służy. Ale trudno, spojrzałam na zegarek, była 9:35, już nikt nie spał.

- Wygodnie się spało? – zapytała mama.
- Ooo nawet nie pytaj.
- Dlaczego tutaj spałaś?
- Nie mogłam w nocy spać.
- Rozumiem, też cały czas się wierciłam w łóżku.
- Słyszałam. Płakałaś.
- Dziwisz mi się?
- Wcale. - I tu nasza rozmowa przerwała się, obie zamilkłyśmy na jakieś dziesięć minut. - Nie ma co płakać po przeszłości, było, minęło, trzeba żyć dalej, nie pozwól żeby to cię zatrzymało.
- Masz rację -  mama pocałowała mnie w czoło, a ja się uśmiechnęłam. Przytuliłam się do niej.
- Kiedy pogrzeb?
- We wtorek.
- Co? W taki dzień?
-Chcę mieć to już za sobą. Nie złość się.
-Mamo, nawet zamiaru nie miałam, przecież rozumiem, sama chciałabym jak najszybciej zapomnieć, o wszystkim!
- Coś się stało?
- Nie nic, nie martw się. – uśmiechnęłam się, żeby rozluźnić trochę atmosferę panującą między nami.
- Muszę iść. – otarła łzę spływającą jej po policzku, wstała i poszła w stronę kuchni Mi na ten widok też popłynęła samotna łezka, jedna, jedyna.
- Nic tu po mnie. – poszłam na dwór, usiadłam na szarej jesiennej trawie. Nie musiałam długo czekać, aż Maks przybiegnie. Podbiegł do mnie i mocno się we nie wtulił, ja objęłam go i przytuliłam. Siedziałam, długo i rozmyślałam nad śmiercią dziadka, o Justinie…
- Angie obiad! – babcia się nadarła od drzwi domu, aż podskoczyłam.
- Muszę już iść Piesku, ale obiecuję, że przyniosę ci kilka kości. – szczeknął i pomachał ogonem, zaśmiałam się.

Zjadłam obiad i jak obiecałam zaniosłam pozostałości do Maksa.

Od razu poszłam do swojego pokoju. Musiałam sobie jakoś ulżyć, wzięłam więc książkę i zaczęłam czytać… Ja zwykle na czytaniu zleciało mi dużo, dużo czasu. Przeczytałam cztery rozdziały. Odłożyłam książkę to wzięłam się za odrabianie lekcji z całego tygodnia. Jutro i pojutrze nie idę do szkoły, ale co tam. Dochodziła już 16:30. Nagle zadzwonił mój telefon. Na wyświetlaczu zobaczyłam „Justin <3”

- Angie?
- A do kogo dzwonisz?
- No do ciebie.
- W takim razie nie potrzebnie się pytasz.
- Jak się czujesz?
- Mogło być gorzej.
- Ahaa… martwię się.
- O mnie nie musisz się martwić.
- Ależ oczywiście, że muszę!
- No dobra, po co dzwonisz?
- Tęsknię za tobą.
- Nie widzisz mnie raptem jeden dzień i już tęsknisz.
- Nooooo. – Tak słodko to powiedział.
-Uuuu.
-Kiedy się spotkamy?
- A kiedy masz ochotę?
- Hahah już teraz.
- Okeej, jakoś się załatwi.
- Przyjadę po ciebie.
- Napiszę ci za moment, że jestem gotowa.
- Okejjj, do zobaczenia Skarbie.
- Papa. – rozłączyłam się i poszłam do mamy.
- Mamo za chwilę przyjedzie po mnie kolega.
- Dokąd jedziecie? Czekaj, chwila… przyjedzie?
- Tak, jedziemy do niego. – pierwszy raz powiedziałam prawdę dotyczącą Justina, no prawie…
- A ile on ma lat?
- 19 ale się nie martw, zaopiekuje się mną.
- No ja myślę.
- Wiesz może jak przyjadę to zrobimy sobie babski wieczór. Zgadzasz się?
- Przygotuję filmy, masz – dała mi pięćdziesiąt złotych – kup popcorn i jakieś przekąski.
- Spoko, idę się przygotować. – poszłam na górę do swojego pokoju, uczesałam się i zrobiłam makijaż. Włożyłam dżinsy, czarną obcisłą bokserkę i luźny kremowy sweterek. Napisałam do Justina „Możesz przyjechać”, odpisał „Jestem w drodze <3”. Zanim się obejrzałam Justin stał już pod moim domem, założyłam fioletowe conversy, wzięłam torebkę i wyszłam. Poszłam wręcz pobiegłam w stronę samochodu.
- Witaj Słoneczko.
- Hej, hej. – ruszyliśmy, Justin jak zwykle jechał bardzo szybko. – Słuchaj, możesz zwolnić? Gdzie się nauczyłeś tak szybko jeździć?
- Przepraszam. – i zamilkł, normalnie się przeraziłam. Justin i zwykłe przepraszam… to musi być kosmita!
- Justin…
- Tak?
- Co się dzieje?
- Co? Jak to? Z czym? – same debilne pytania.
- No proszę cię, przecież wiedzę, że coś nie tak, nie jestem głupia, jestem twoją dziewczyną! Do cholery martwię się o ciebie!
- Nie masz o co, nic mi nie jest.
- Zaczym się!
- Co?
- No szybko Justin! Zaczym samochód! – poleciała mi jedna łza, ale szybko ją otarłam. Justin zjechał na ubocze i zatrzymał się. Wokół nie było kompletnie nic. Pośpiesznie wysiadłam, i poszłam przed siebie. Angie jesteś głupia! Co ci strzeliło to tego krzywego łba?
- Boże, Angie co ty robisz?
- Nie potrafisz mi powiedzieć, co się stało.
- Przecież nic się nie stało.
- Ale widzę!
- No dobrze – nabrał powietrza w płuca i powoli je wypuścił – nikomu nie powiesz?
- Niby komu miałabym powiedzieć, nie ufasz mi?
- Wczoraj była u mnie Jasmine.
- Kto to?
- Moja była. – baam i mocne kłucie w sercu.
- Co ona ma do rzeczy?
- Można powiedzieć, że chciała do mnie wrócić. Przypomniała mi jaki byłem dawniej, za co mnie kochała, jak bardzo się zmieniłem…
- Zmieniłeś?
- Bo wiesz… kiedyś, należałem d..do ga..g..gangu – widziałam, że to co mówił sprawiało mu trudność. – Brałem, piłem, dzień bez seksu się nie liczył. Udało mi się z tego wybrnąć, rzuciłem wszystko, kumple się odwrócili, zostałem bez niczego. Potem.. spotkałem ciebie. – słuchałam bardzo uważnie, po kolei analizowałam każde zdanie. Serce kroiło mi się na tysiące kawałków. Zauważyłam łzę spływającą po jego policzku, otarłam ją delikatnie, dając tym samym znak, że przy mnie nie ma się czego wstydzić. Przytuliłam go mocno do siebie.
- Spokojnie.
- Odmieniłaś moje życie – mówił tym razem już płacząc, sama zaczęłam wylewać z siebie morze łez. – dziękuję.
- Od tego ma się przyjaciół. Uspokój się trochę, pojedziemy do ciebie, tam mi wszystko dokładniej opowiesz. Nie będziesz prowadził w takim stanie. – Otarł łzy, puścił mnie, wziął kilka głębokich oddechów.
- Już dobrze, jedźmy. Poszliśmy do samochodu i odjechaliśmy…

**************************************************************************
Dłuższy, podoba się? Komentujcie zapowiedź! To też ważne!!! Proszę was!!!
CZYTASZ=KOMENTUJESZ
Przy okazji polecam jeszcze As Long As You Believe <3
Dziękuję tym którzy są ze mną i mnie wspierają, ten rozdział dedykuję wszystkim którzy skomentują!
/Angiee 


6 komentarzy:

  1. SUPER <3
    Dziękuję za polecenie mojego bloga <3
    Kocham to opowiadanie i nie mogę doczekać się następnego rozdziału <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Cieszę się serio! Dziękuję tobie też za polecenie tego bloga! <3

    OdpowiedzUsuń
  3. <3 Super Kocham <3 tyle łez że sama mi poleciała jedna :C :*********** Czekam na następny rozdział ! :))

    OdpowiedzUsuń
  4. Przepraszam ze pisze z anonima ale ja tutaj nie mam konta :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Spoko, najważniejsze żebyś komentowała Kochanie :) <3

    OdpowiedzUsuń
  6. No oczywiście że będę komentowała takie CUDO <3 zawsze :********

    OdpowiedzUsuń