sobota, 9 listopada 2013

Rozdział 6 Cmentarz

- Okej papa. – rozłączyła się. Spojrzałam na Justina pytająco. Nie wyrabiał ze śmiechu…

 

 … - No co? Z czego tak lejesz?
- „Hej, mamuś!” hahahahahahah!!!!
- Ile ty masz lat, żeby się tak chichrać z mojego słownictwa?
- hahahaha!
- Dobra, spadam – odwróciłam się i pognałam przed siebie, Justin machinalnie wstał z ławki na której siedział i pobiegł za mną.
- Angie! Czekaj, przepraszam! – odwróciłam się.
- Hahahahahah.
- No co?
- Twoja mina! Hahahahahaha!!!!
- Dobra, mam za swoje, możesz przestać.
- Hahahah nie mogę, przepraszam!
- Ahmm…
- Okej, dobra, już… - powstrzymałam się.
- Dziękuje!
- Idę usiąść – poszłam na ławkę.
- Angie – zaczął
- Tak?
- Co w tobie jest?
- We mnie?
- W tobie.
- Przypuszczam że wątroba, nerki, serce, kości…
- Co?
- No to!
- Nie o to mi chodziło!
- W takim razie o co?
- O… - Przyjechała moja mama, nie mógł dokończyć bo szybko pobiegłam do samochodu…

 
W domu poszłam do łazienki, rozebrałam się i weszłam pod prysznic. Zmyłam z siebie całą potworną tapetę. Od razu poczułam się lepiej. Wyszłam wytarłam się i założyłam cieplutki szlafrok w panterkę. Włosy tylko rozczesałam i pozwoliłam im schnąć po swojemu, we własnym tempie. Poszłam do siebie do pokoju, wzięłam komórkę zobaczyłam że dostałam sms’ a. To był Justin. Pisał: „Hej! To jutro pasuje ci o 14:00?”, odpisałam mu „Tak J”.

Wzięłam do ręki książkę, którą właśnie czytałam. „Zaćmienie” słynnej sagi „Zmierzch” ubóstwiam te książki! Wszystko co ma wspólnego z wampirami, po prostu kocham!!!

Książka pochłonęła mnie do końca. Pierwsza strona, druga… jedenasta, zaprzestałam na nowym rozdziale, zaznaczyłam zakładką i odłożyłam na biurko. Usiadłam na łóżku, owinęłam się moim fioletowym kocem pod samą szyję, był taki milutki. Wzięłam do ręki swojego króliczka, miał na imię Kicuś (hahah tak wiem, co sobie pomyślicie, ale dostałam go w dniu chrztu św. I ta nazwa jakoś sama z czasem przyszła, jest ze mną od samego początku)

- Och, Kicuś, żebyś ty wiedział co ja teraz przeżywam…

Lubiłam rozmawiać z wymyślonymi osobami, pluszakami, miałam dużo, naprawdę dużo wymyślonych przyjaciół, mówcie co chcecie!

Była już 23:07, zasnęłam…

Rano obudziłam się, była 8:23. Byłam przytulona do mojego Justina (poduszka hihi) Niechętnie wstałam. Pognałam szybko do łazienki, zrobiłam co musiałam, umyłam zęby, obmyłam twarz żeby zniknęło zaspanie, a oczy stały się żywsze. Wróciłam do pokoju, ubrałam się. Dziś było Wszystkich Świętych więc włożyłam czarną sukienkę i srebrny wisior z sówką, buty bardzo jak na mój wiek wysokie i pasek a włosy polokowałam. Zeszłam na dół żeby zjeść śniadanie. Zrobiłam sobie jajecznicę z szynką i serem którą uwielbiam. Zjadłam, poszłam przed telewizor. Tak mi czas zleciał aż do obiadu.

- OBIAD!!! – Nadarł się Alex.
- No idę!

Zjadłam obiad robiła się już 13:00. Zabrałam skurzaną kurtkę i wyszłam.

- Wychodzę!!!
- Jeśli nie chcesz jechać na cmentarz to wróć przed 22:00 – Mama daje mi ulgę bo jutro sobota i nie musi się martwić że nie wstanę lub zaśpię czy coś. A jeśli chodzi o ten cmentarz – co roku w Święto Zmarłych objeżdżamy cmentarze na których leżą nasi bliscy. W tym roku z powodu zaistniałej sytuacji odpuściłam to sobie…
- W tym roku sobie odpuszczę! Papa! – krzyczałam, bo mama była w kuchni a ja już przy drzwiach.
- Ok, jak chcesz.

Wzięłam torebkę i kurtkę która wisiała na wieszaku i szybko wyszłam. Szłam, niemalże biegłam w stronę miasta, dzisiaj nie chciałam zawracać głowy, żeby mnie podwoziła i odwoziła…

Po dwudziestu minutach byłam już na miejscu, do centrum miasta, trochę było zwłaszcza że szłam pieszo… Doszłam na miejsce, Justin już był na miejscu, siedział na ławce przed cmentarzem. Spojrzałam na zegarek, była 14:08

- Cześć, Boże, przepraszam za spóźnienie!
- Hej! Nie, no spoko, nic się przecież nie stało. – uśmiechnął się.
- Ahm, dzięki.
- Idziemy.
- Tak, tak do roboty…

Doszliśmy to tajemniczego nagrobka. Stanęliśmy, a ja nic tylko się na niego gapiłam.

- To co z tym zrobimy?
- No nie mam pojęcia, szczerze mówiąc, jestem teraz w kropce…
- Pierwszy krok, potem samo jakoś pójdzie.
- No tak, łatwo powiedzieć.
- Wiadomo, najpierw przeanalizujmy informacje. – Wyjęłam z torebki mały notatnik i długopis.
- Zapiszemy tutaj wszystko co wiemy.
- Więc tak, yymmm… nasze sny skończyły się gdy się spotkaliśmy, potem ten nagrobek, i te dziwne daty mające związek z datami naszych urodzin.
- Mam – wszystko po kolei notowałam. Przyjrzałam się dokładniej nagrobkowi – „Tu spoczywają zwłoki Johna Minlley’ a” – przeczytałam.
- Dość niecodzienny napis hah – tego jak zwykle coś bawiło.
- O jej Justin, co cię znowu tak bawi?
- Przepraszam
- Woow
- No co?
- No tak bez żadnego droczenia się ze mną, ani nic?
- Bo…
- No właśnie, miałeś mi coś powiedzieć chyba nie? – przerwałam mu.
- No tak… yyy eee mmm – słyszałam jak połknął ślinę.
- Justin…
- Jesteś inna – zaczął
- W sensie?
- Ja cię..
- Kochasz?

********************************************************************
Już jest, mam nadzieje że wam się podoba...

Komentujcie i polecajcie!!!
/Angiee

1 komentarz: