Courtney otworzyła oczy.
Wszystko ją bolało. Nie widziała jeszcze dobrze, świat dookoła był zamazany, czuła
się niczym we mgle. Doszła do wniosku, że z trudem łapie powietrze, była taka
ciężka. Na powrót zamknęła oczy i zapadła w głęboki sen…
Słyszała dookoła mnóstwo głosów, jednak żadnego z nich nie potrafiła
rozróżnić, poznać. Były jakby… smutne, podniecone, troskliwe. Po chwili
usłyszała, że ktoś szepcze jakieś imię, chyba.. Courtney, tak, Courtney. Hm..
ładne imię. Otworzyła oczy, tym razem widziała już o wiele wyraźniej, lepiej też
jej się oddychało, ale niestety mimo licznych prób nie mogła wykrztusić z
siebie ani słowa. Rozejrzała się więc dookoła, ciężko było jej ruszać głową, to
wszystko ją tak niemiłosiernie bolało! Zauważyła jednak, że pomieszczenie jest
jasne, dużo światła, lecz to tylko dzięki lampom. Tak, była noc, ciemno za
oknem, albo zmierzch? Nie… to nie zmierzch, to była dość jasna noc. Ściany pokoju były białe z przebiegającymi w
poprzek trzeba jasnoróżowymi paskami. Ona sama była podłączona do mnóstwa
kabelków, kolorowych i rurek. Nic więcej nie mogła dostrzec, ponieważ jakiś
mężczyzna nachylił się nad nią i począł świecić jej lampką w oczy przesuwając w
lewo i w prawo.
- Jutro powinno być lepiej, najgorsze już za
nią, to silna dziewczyna, miała naprawdę dużo szczęścia. Teraz niestety muszę
prosić państwa o opuszczenie pokoju. Czas odwiedzin już się skończył, poza tym
potrzebny jest jej teraz odpoczynek.
- Ale… Proszę pana doktora… czy mógłbym prosić
o pozwolenie na spędzenie przy niej nocy? – zapytał kolejny męski głos.
- Pan zostaje z nią co noc. Naprawdę potrzebuje
teraz ciszy i spokoju.
- Błagam, naprawdę, ona mnie potrzebuje!
Doktor kątem oka popatrzył na dziewczynę. Była
taka śliczna, bezradna, niewinna na tym szpitalnym łóżku.
- Proszę… - powtórzył drugi głos.
- No dobrze… Ale proszę powstrzymać się od
przemawiania do niej. Musi wypocząć na jutro.
- Oczywiście! Dziękuję!
Wszyscy już wcześniej wyszli, teraz wyszedł i doktor, zostały tylko dwie
osoby. Chłopak usiadł na krześle opok łóżka Courtney i ujął jej dłonie.
- Courtney… - szeptał – ja wiem, że ty jesteś
silna, wiem, że dasz sobie radę, wyjdziesz, z tego… Jestem z tobą najdroższa,
jestem… - przejechał kciukiem, po jej delikatnym, ciepłym policzku i ze łzami w
oczach wpatrywał się w jej twarz bez wyrazu. Taka delikatna, taka wrażliwa…
Jego mała Courtney.
Na
drugi dzień, wcześnie rano, kiedy nikogo jeszcze nie było, wszyscy spali,
Courtney obudziła się. Była o wiele silniejsza. Przekręciła głowę w stronę chłopaka,
który spał na krześle obok, głowę miał odchyloną do tyłu. Courtney zmrużyła oczy
by lepiej widzieć jego twarz. Nic jednak nie zdołała dostrzec, ponieważ, miał głowę
zbyt odchyloną. Nie chciała go budzić.
Jednak
długo czekać nie musiała. Po jakichś dziesięciu minutach, chłopak się obudził i
od razu popatrzył na Courtney. Ona zdobyła się na odwagę by znów spróbować coś powiedzieć.
- Dzień… dobry – powiedziała ledwie słyszalnie
swym ochrypłym, nienaturalnie cienkim głosikiem. Udało jej się nawet lekko
uśmiechnąć.
- Courtney! Moja najdroższa! – chłopak przysunął
się do niej. Teraz widziała go wyraźnie. Był jasnym brunetem, miał piękne lecz
zapłakane, duże brązowe oczy i sine cienie pod nimi. Nie wygląda najlepiej…
pomyślała. – Jak się czujesz?
- Do – dobrze, tylko trochę boli – wykrztusiła z
siebie.
Chłopak
zmierzył ją całą wzrokiem w którym wyraźnie było widać smutek zmieszany z
troską i bezgranicznym szczęściem. Samotna łza spłynęła mu po policzku.
- Jak masz na imię? Powinnam wiedzieć kim
jesteś…? – zawahała się.
- Ja… Ja mam na imię Justin skarbie. Jestem
twoim chłopakiem – nie pamięta mnie? Lekarz wspominał coś o możliwych zanikach
pamięci, ale żeby nie pamiętała mnie…?
- Chłopak?
- Tak, nie pamiętasz mnie? – nagle trochę
posmutniał.
- Ja… przepraszam, ale nie, naprawdę nie
przypominam sobie.
- A wiesz jak masz na imię?
- N-nie. – o nie, pomyślał. Jest chyba gorzej,
niż myślałem, powinienem pójść teraz do lekarza, ale nie… jeszcze trochę muszę
się nią nacieszyć. – W sumie… miałam sny. Bardzo dziwne sny, był tam chłopak, w
sumie podobny do ciebie, ale nie pamiętam jak miał na imię.
- Nie? A co robiliście? Co pamiętasz
ostatniego?
- Wypadek… pamiętam wypadek, pędzący samochód.
A ten chłopak… rozwiązywaliśmy jakąś zagadkę. Cmentarz…
- Tak! Court kochanie, tak! To ja i ty, w
sensie my…!
- Tak? To znaczy, że…?
- Och, droga Courtney… pozwól, że opowiem Ci o
wszystkim zaraz. Najpierw jednak chciałbym wiedzieć, co Ty do mnie czyjesz…
Teraz, gdy na mnie patrzysz. Co czułaś do tamtego chłopaka?
- Ja… kochałam go. Był dla mnie taki ważny i
poniekąd w sumie widzę go w tobie, tak, jakbyś nim był.
- Bo to ja! Cmentarz, pocałunek, nocowałaś u
mnie! Potem wyjechałem…
- Tak! O Boże, Justin!
- Ach… teraz muszę Ci wszystko opowiedzieć.
Opowiadał jej bardzo długo, a ona słuchała go z szeroko otwartymi
oczyma. To straszne! Jak mogła być tak ślepa i nie dostrzec w tym człowieku
kogoś, kogo tak bardzo kochała, kogoś kto co noc „rozmawiał” z nią śpiącą.
Rozmowę przerwał im lekarz, który właśnie wszedł do sali.
- Ohoho, widzę, że panienka czuje się już
lepiej? – uśmiechnął się serdecznie. Pan doktor był bardzo miłym człowiekiem i
na swój sposób przystojnym. Był taki, jakich lubiła Courtney i jej mama: wysocy
bruneci z głębokimi oczyma i rozbrajającym uśmiechem.
- Tak proszę pana – uśmiechnęła się do niego
najserdeczniej, jak tylko w tej chwili potrafiła.
- Cieszę się, muszę jednak prosić pana Biebera,
by na minutkę wyszedł. Zrobimy pani krótkie badania – Justin wyszedł bez
zbędnych protestów, dziewczyna posłała za nim tylko tęskne spojrzenie. Lekarz
zabrał się do pracy.
Po
kilku godzinach przyszedł ponownie przedstawić wyniki. Wszystkie były
pozytywne, co znaczy, że już za miesiąc, będzie mogła wyjść ze szpitala.
Podczas czekanie Justin cały czas opowiadał jej, o tym, co było, jak za
nią tęsknił i jak bardzo się martwił. Dowiedziała się także, że dziś jest dziewiętnasty
stycznia, czyli przegapiła wigilię, nowy rok. Spała przez miesiąc! Płakała,
kiedy myślała, o mamie i Alexie, tak bardzo jej ich teraz brakowało… Nie mogła
tego wszystkiego pojąć, nie spała po nocach. Justin nieustannie ją pocieszał.
Nie była nawet na pogrzebie…
Pisałam jak najszybciej, mam nadzieję, że będziecie zadowoleni <3
Nadal czekam na komentarze/ Angiee